Przegraliśmy, ale to nieważne

Wtopiliśmy mecz w Biedrusku. Nie pamietam ile, bo musiałem lecieć do roboty przy 0:2. Za chwilę napisze o tym prezeseiro. A jednak nie straciliśmy honoru
Pierwszy mecz rundy zawsze wywołuje wielką podnietę. Liczyliśmy, że i tak będzie tym razem. Że stęsknieni za B-klasowym futbolem zapełnimy biedruską murawę i ławkę rezerwowych chętnymi do boju z Wojskiem Polskim odlewowcami.
Stało się inaczej. Na zbiórce na Esso o godz. 10.30 zjawiło się parę osób, ale po przeliczeniu okazało się, że jest ich za mało, by … wystawić pełną jedenastkę! Prezeseiro znów zaczął robić Mirmiła i przebąkiwać coś o dymisji i czy to ma sens. Pojawiła się spontaniczna koncepcja niejechania do Biedruska w ramach wstrząsnięcia tymi, co nie przyszli.
Powiem tak… W pewnym momencie bylismy już właściwie jedną nogą w furach, by jechac do chaty.
Wtedy pojawił się spóźniony Hewik, co to może ostatnio odbierać komórę, ale nie może przez nią gadać. Było to przełomowe wydarzenie, bowiem Hewik był JEDENASTYM gniewnym człowiekiem.
Hańbiąca decyzja o oddaniu meczu walkowerem nie została podjęta. Rzucone spontanicznie hasło „Jedziemy” wcieliliśmy w życie.
Wszyscy wiedzieliśmy jednak, że jedziemy po dwucyfrówę.

W Biedrusku okazało się, że nie jest tak źle. My graliśmy na swoim normalnym poziomie. Za to „wojskowi” okazali się wyjątkowymi leszczami. Nasza uważna gra w defensywie nieoczekiwanie dała skutek. Defensywa z Rosołem na czele i Jackiem Masiotą (tak, tak, to nie żart!) na kaście dawała sobie radę z nieporadnymi atakami NATO-wskiej armii.
Wytrzymaliśmy do 54. minuty. Nie było dwucyfrówki, nie było wstydu, była gra dość budująca, która mogła się momentami podobać. Tym razem nikt nas nie rozniósł w proch i pył, nie rozgromił. My się nie kłóciliśmy, ot graliśmy swoje.
I tylko gdy piłka wyszła poza boisko był czas na refleksję – co by było, gdybyśmy w Biedrusku zjawili się w silniejszym zestawieniu…

Historyjkę tę dedykuję wszystkim marzącym o pierwszym zwycięstwie Odlewu niemal w przeddzień meczu ze Złotymi Złotkowo. Ekipą, która na oczach telewizji wysłała nam do szpitala bramkarza. Ekipą, którą już jesienią mogliśmy pokonać. A teraz…
Pomyślmy o tym. Pomyślmy o tym meczu i tych trzech punktach, które leżą na murawie.

Oddaję głos prezesowi

P.S.
Szacunek dla Marasa i Alexa, którzy przyjechali na mecz z połamanymi kończynami. Wapna wam życzę!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Question   Razz  Sad   Evil  Exclaim  Smile  Redface  Biggrin  Surprised  Eek   Confused   Cool  LOL   Mad   Twisted  Rolleyes   Wink  Idea  Arrow  Neutral  Cry   Mr. Green