Siedem spotkań i zaledwie jedna porażka – to nasz bilans z rundy wiosennej. Remis 1:1 z Orłami Plewiska wywalczyliśmy po ciężkiej walce, spartolonym karnym i blisko pół godzinie gry w osłabieniu.
Wiosną zdobyliśmy już więcej punktów niż jesienią, a mimo to nadal zajmujemy 10. pozycję, na którą spadliśmy właśnie po remisie z Orłami. Chcieliśmy zrewanżować się za porażkę 2:3 z pierwszej rundy, gdy w początkowym fragmencie zmarnowaliśmy co najmniej cztery znakomite sytuacje. Teraz role się odwróciły – przez kwadrans to rywale mieli trzy znakomite okazje bramkowe (dwie świetne interwencje Szafira plus wybicie piłki wślizgiem z linii bramkowej Bartka Majdy). Jedną zdołali jednak wykorzystać. Różnica była taka, że my mieliśmy chyba najlepszą z okazji – rzut karny (ta historia na fotce powyżej). W polu karnym po zaczepieniu ręką przez bramkarza upadł Kabanos i sędzia-asystent Piotr Idzik od razu podszedł do narożnika i wskazał głównemu arbitrowi, że należy się jedenastka. Wykonał ją Kaban, ale nie trafił w bramkę. Szybko jednak zrehabilitował się za to pudło i w 18. minucie po 30-metrowym rajdzie wyrównał na 1:1.
Tak już się ten mecz skończył. Sytuacji bramkowych nie było zbyt wiele – przed przerwą wyśmienitą miał Czarek (fotka obok): ok. 13 metrów do bramki, bramkarz przy jednym słupku, wystarczyło trafić w długi róg. Piłka poleciała jednak daleko od bramki. Rywale też nie porywali grą, Szafir – poza pierwszym kwadransem – nie miał zbyt wiele roboty. Sytuacja mogła się trochę zmienić w 63. minucie, gdy sędzia wyrzucił z boiska Gruchę. Nasz weteran nie dał rady oprzeć się prowokacjom chłopaczka z numerem 4 i dwa razy ściągnął go chwytem za szyję do parteru. Więcej opanowania zachował w pierwszej połowie Bartas, którego ten sam człowiek (występujący w protokole jako Bartłomiej Jagielski) obejmował w miłosnym uścisku.
Mimo osłabienia wciąż staraliśmy się coś zdziałać w ataku, ale większego zagrożenia już nie było. Przeciwnicy w samej końcówce mieli dwie szanse – najpierw strzał głową po wrzutce z wolnego i rykoszecie był niecelny, później napastnik Orłów znalazł się sam przed Szafirem, ale nie opanował piłki. Po trzech doliczonych minutach sędzia zakończył spotkanie.
Supportował też na pewno Kamil, nie kojarzę czy ktoś jeszcze. Szkoda tych remisów trochę, bo tak naprawdę każdy z nich był do wygrania. Pozostaje nadzieja, że w kolejnym sezonie grupa będzie na podobnym poziomie i tym razem zostaniemy rycerzami jesieni.
Kiedyś mieliśmy nawyk przegrywania, teraz wskakujemy na poziom wyżej i wyrabiamy sobie nawyk remisowania. Na nawyk zwyciężania jeszcze przyjdzie czas 😉
Szkoda tylu niecelnych strzałów, ale następnym razem będzie lepiej!