Wreszcie!

sapowiceSerię pięciu porażek kończymy z przytupem. Na gorącym terenie w Sapowicach wygrywamy z Okoniem 4:0. W końcu się przełamujemy, i to w konkretnym stylu. (Na zdjęciu dr Rychu już po meczu, z sapowickim pejzażem w tle).

Mecz mieliśmy pod kontrolą od początku do końca. W 6. minucie skaścił Kaban. Poszło długie wybicio-podanie Rycha. Obrońcy Okonia nie ogarnęli sytuacji, więc Kaban minął ich z piłką, a potem jeszcze obiegł bramkarza. Kabi trochę się przy tym wygonił, ale starczyło, by skaścić na prawie pustaka.

Trener Matyjas kazał grać ofensywnie, więc poszliśmy za ciosem. Najpierw się nie udawało (był chybiony strzał z bliska i kilka zablokowanych), ale w 19. minucie zrobiło się 2:0. Pat zrobił szarżę środkiem – objechał z trzech gospodarzy, po czym miał „sam na sam”, lecz trafił w kaściarza. Odbita piłka znalazła się pod nogami Kabana, który poczęstował Okonia golem po długim słupku.

Chwilę później  gospodarze powinni dostać karnego, bo Piotr dziubnął pana w narożniku pola karnego. Gwizdek sędziego jednak milczał i zanim gracze Okonia wylali swoje żale, my szliśmy już z groźną kontrą. Bramki z tego ostatecznie nie było.

Pierwszą połowę zamknęliśmy wynikiem 3:0. W 40. minucie Kaban znów poprzepychał obrońców, dzięki czemu  Kicaj mógł zgarnąć górną piłkę i z bliska podwyższyć wynik.

W przerwie Matyas ogłosił, że spokojny będzie dopiero przy wyniku 4:0. Na taki rezultat kazaliśmy mu czekać aż do 73. minuty. Wcześniej graliśmy raczej rozważnie, nie szarżując tempa, ale też nie dopuszczając gospodarzy do sytuacji strzałowych. W owej 73. minucie rozklepaliśmy Okonia szybkimi podaniami po ziemi na dwa kontakty: Kicaj rozprowadził Pata, ten dograł w pole karne do Kabana, który obrócił się z piłką strzelił obok obrońcy i bramkarza.

Ostatni kwadrans to nerwówa ze strony gospodarzy. Paru z nich przestało grać w piłkę. Trudno mi zrozumieć dlaczego skończyli mecz bez czerwieni. Zrobiło się naprawdę niemiło. W tej napiętej atmosferze mieliśmy kilka fajnych kontr, ale zawsze czegoś brakowało (zazwyczaj decyzji o podaniu zamiast strzału). W końcówce Okoń trochę przycisnął, ale tylko jeden ich strzał był naprawdę groźny – piłka szła idealnie przy słupki, ale Szafir dał radę sparować ją na róg.

Tak oto wygrywamy pierwszy mecz w lidze w tym sezonie. W Sapowicach nasza gra wyglądała lepiej niż dobrze. Z tyłu było poczyszczone, rywali trzymaliśmy krótko, była asekuracja, chęć gry i walka. W walce o piłkę byliśmy jakby szybsi, bardziej zdecydowani. Sporo elementów jest jednak do poprawy – można było bardziej poszanować piłkę, no i strzelić nawet kilka bramek więcej.

Za tydzień na zakończenie rundy kopiemy w Luboniu. To kolejny mecz na szczycie. (UWAGA! Była zamiana godziny. Mecz z Pogromem zaczyna się w niedzielę 8 listopada o JEDENASTEJ, a nie o czternastej).

 

Sobota 31 października 2015 roku, godzina 14:00, boisko w Sapowicach

OKOŃ SAPOWICE – HKS ODLEW POZNAŃ 0:4 (0:3)
0:1 6′ Kaban (asysta Rycha)
0:2 19′ Kaban (dobitka strzału Pata)
0:3 40′ Kicaj (asysta Kabana)
0:4 73′ Kaban (asysta Pata)

Skład Odlewu:
Szafir – Rychu, Woytek, MichuTrocha ŻK, PiotrT – Kicaj, Pat, Witek ŻK, Wąsu ŻK (67’Mateusz), Michau (85′ Lars) – Kaban (85′ Seba).

*Do gry gotowy był też Czarek, ale w trakcie meczu musiał jechać do chorej żony.

Wsparcie: JacekMaj z żoną i dziećmi (przez jakieś 10 minut)

STATYSTYKI

STRZAŁY
Okoń 10
Odlew 19 (Kaban 10; Pat 4; Kicaj i Wąsu 2; Rychu 1)

CELNE
Okoń 4
Odlew 8 (Kaban 5; Kicaj, Pat i Wąsu po 1)

FAULE
Okoń 12
Oodlew 20 (Wąsu 6; Pat 3; Witek, Rychu, Kicaj, MichuTrocha po 2; PiotrT, Mateusz, Michau po 1)

Faulowani w Odlewie:
Kaban, MichuTrocha, Wąsu, Kicaj po 2; Pat, Szafir, Rychu, Mateusz po 1

SPALONE
Okoń 4
Odlew 6 (Kaban 3, Pat 2, Wąs 1)

RZUTY ROŻNE
Okoń 2
Odlew 2

KARTKI ŻÓŁTE
Okoń 4
Odlew 3 (Witek, Wąsu, MichuTrocha)

KARTKI CZERWONE
brak (a szkoda)

4 myśli nt. „Wreszcie!”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Question   Razz  Sad   Evil  Exclaim  Smile  Redface  Biggrin  Surprised  Eek   Confused   Cool  LOL   Mad   Twisted  Rolleyes   Wink  Idea  Arrow  Neutral  Cry   Mr. Green