Z Lipą bez punktów

Przegraliśmy kolejny mecz u siebie. Wybitnie nie służy nam boisko przy Cytadeli. Tym razy pełną pulę wywiozła od nas Lipa po, w gruncie rzeczy, równym meczu.

Pierwsza połowa była senna. Goście piłowali granie dzidą na skrzydła. Do tego szukali fauli w okolicach naszej szesnastki (zwłaszcza pan z numerem 14). My z kolei liczyliśmy na przechwyty. Dwa razy po szybkich przejęciu udało się zagrozić bramce Lipy. Najlepszą sytuację miał Wąsu, którego strzał przeleciał jednak tuż nad spojeniem. Później sam-na-sam nie wykorzystał Qli.
Kiedy już wszyscy czekali na koniec przerwy „technik” z numerem 14 z Lipy spróbował szarży w nasze pole karne. Piłkę wypuścił sobie za daleko, więc w tej sytuacji po prostu wbił się w ścianę z naszych trzech obrońców. Sędzia odgwizdał faul, który w zasadzie nie bardzo potrafię przypisać któremukolwiek z naszych zawodników. „Jedenastka” z gatunku tych z kapelusza… Pomocnika od nich z numerem 14 rzeczywiście wcześniej w kilku sytuacjach faulowaliśmy. Ale teraz na fali entuzjazmu spróbował poszukać faulu w naszym polu karnym, bo a nuż się uda. Dla początkującego sędziego głównego efektowny pad wystaczył do podyktowania jedenastki. Lipa karnego wykorzystała i w ten oto sposób schodziliśmy do szatni mając 0:1 w bagażniku.

Tu można też zamieścić krótką wzmiankę o arbitrze, który zasadniczo gwizdał „na chaos”. Raz pomylił się w jedną stronę, raz w drugą. Dobrych decyzji miał niewiele. Chłopak próbował jakoś tam trzymać fason, ale łatwo było wyczuć, że w piłkę to on raczej nigdy nie grał.

Po przerwie ruszyliśmy dość odważnie. Przekuło się to na dobrą kontrę, kiedy to Qli wypuścił Wąsa, któremu zaś udało się wyprzedził obrońcę i dziubnąć piłkę. Defensor Lipy z kolei wszedł z Wąsem kontakt, a Wąsu ładnie się wyłożył w szesnastce. Główny nie był zdecydowany co tu gwizdnąć. Na szczęście liniowy widział co i jak – w ten oto sposób dostaliśmy karnego. Jedenastkę pewnie wykorzystał Adrian. Zrobił się remis.

Od tego momentu Lipa na paręnaście minut przystanęła. Z naszej strony zaś wydawało się, że mając do dyspozycji pełną ławkę uda się rywala złapać na wykroku. Z remisu cieszyliśmy się jednak krótko. Najpierw Mariusz świetnie wyczyścił stykową sytuację, ale chwilę później w niegroźnej sytuacji stracił piłkę po naszym wznowieniu z autu. Mały błąd, a poszła szybka kontra, w efekcie której napastnik Lipy dostał patelnię na siódmym metrze… Taki już los stopera-sapera.  Zrobiło się 1:2.

W tym miejscu nie pozostało nam nic jak tylko gonić wynik.  Słowo „gonić” zostało tu jednak użyte trochę na wyrost. Może to pogoda? Może nagrzane plastikowe boisko? W każdym razie po stracie drugiego gola nie potrafiliśmy już depnąć. Stworzyliśmy sobie tylko jedną klarowną sytuację, gdy Adrian wyszedł sam na sam, a jego podanio-strzał próbował wykończyć będący na spalonym Sławek. Na nic konkretniejszego nie było nas już niestety stać.

Lipa natomiast zastosowała nowatorską taktykę „młodzi na atak, starzy do obrony”. Regularnie szły więc półgórne piłki  od starszyzny na młodych skrzydłowych. Raz uratował nas słupek, a w samej końcówce gdy już poszliśmy do przodu nadzialiśmy się na kontrę, która ustawiła wynik na 1:3.

W sumie zagraliśmy z ekipą, która nie wydawała się lepsza od zeszłotygodniowego Otorowa. U nas jednak brakowało werwy oraz wiary, że można bardziej przycisnąć i przekuć to na gole.
Gdy chodzi o konkretne poczynania ofensywne Odlewu, to mecz zakończył się dla nas gdzieś koło 70 minuty. Ta niemoc dziwi, bo ani rywal nie był przecież jakiś super, a do tego po raz pierwszy w historii zrobiliśmy komplet, czyli sześć zmian (od tej rundy zwiększono liczbę zmian z czterech do sześciu). Może gdybyśmy – jak w Otorowie – bronili wyniku i tylko szukali kontr to byłaby szansa na punkty? A tak, to „bycie gospodarzem” nam nie służy. A już na pewno, gdy rywal pierwszy strzeli gola.

W konsekwencji Lipa wywiozła z Cytadeli trzy punkty. Z przebiegu całego spotkania można powiedzieć, że zasłużenie. Byli po prostu konkretniejsi. Można jednak było na nich ugrać przynajmniej remis, co tylko potęguje pomeczowy niedosyt.

Za tydzień jedziemy do Baborówka. Zagramy tam bez Wąsa i Qlego, bo obaj zarobili dzisiaj czwarte żółte kartki.

Boisko przy Cytadeli 21 maja 2017r., godz. 10:00
HKS ODLEW POZNAŃ – LKS LIPA 1:3 (0:1)
0:1 43′ Z karnego
1:1 55′ Adrian (z karnego po faulu na Wąsie)
2:1 62′ Szybka kontra
3:1 83′ Strzał z pola karnego

Skład Odlewu:
Szafir – Sławek (75′ Łukasz W.), Mariusz, Patryk (50′ Woytek), Kicaj (84′ MichuTrocha) – Adrian, Filip, Wąsu ŻK (58′ Michau), Krzychu (70′ Grucha ŻK), Lars (46′ Rafał) – Qli ŻK

Gotowy do wejścia:
Gigi

Sędziowali: Michał Głomski (Szczecin) oraz Grzegorz Ołowski (Siedlce) i Łukasz Dorna (Jankowice).

Obserwator WZPN: Piotr Lisek (Luboń).

STATYSTYKI

STRZAŁY
Odlew 8 (Adrian 3; Krzychu, Wąsu, Lars i Filip po 1)
Lipa 12

CELNE
Odlew 3 (Adrian, Qli, Filip)
Lipa 6

FAULE
Odlew 20 (Krzychu 4; Wąsu i Filip 3; Patryk, Qli, Woytek i Kicaj po 2; Lars i Mariusz po 1)
Lipa 10

Faulowani w Odlewie:
Sławek 3 razy; Kicaj 2 razy; Filip, Patryk, Adrian, Michau i Wąsu po 1

ROŻNE
Odlew 2
Lipa 5

SPALONE
Lipa 11
Odlew 9 (Qli 5; Krzychu, Rafał, Filip i Sławek po 1)

ŻÓŁTE KARTKI
Odlew 3 (Wąsu – faul, Qli – pysk, Grucha – pysk)
Lipa 1

11 myśli nt. „Z Lipą bez punktów”

  1. Osobiście żałuje żółtej kartki bo sędzia był fatalny, ale niepotrzebnie dałem sie ponieść. Dziwnie bedzie byc gotowym do gry i nie moc grac. Sorry jesli kogoś moje pomeczowe wzburzenie oburzyło, ale musiałem sie mocno nagimnastykować zeby byc, a zagraliśmy straszne gowno. Temat wraca jak bumerang, ale naprawdę gramy dla siebie i albo dajemy z siebie wszystko albo naprawdę szkoda czasu.

  2. Mogę tylko potwierdzić słowa Qulego. Sędzia chyba najsłabszy w tej rundzie. Nasze zaangażowanie też raczej średnie. Pomeczowy wk… u nas to dobry objaw, bo przeciwnik do ogrania. Choć wiadomo lepszy taki nerw na boisku. Z drugiej strony przy takiej ilości zmian ( jak najbardziej słusznie w komplecie dokonanych) trudno jest je dopasować do sytuacji na boisku. Trudni to nie znaczy, że nie jest to niemożliwe. Tego też się dopiero uczymy,.
    Z rzeczy porządkowych, coś w relacji z minutami jest nie tak. Schodziłem przy wyniku 1-1. W relacji przy 1-2… 😉

  3. @wąsu – Minuty zmian i gole pisałem trochę na czuja. Poprawię, jak w Extranecie zamieszczą końcowy protokół.

  4. Pan sędzia dostał w czapę w Manieczkach kilka tygodni temu. Może dlatego brak mu pewności w podejmowaniu decyzji?

  5. To przykro, że dostał, ale był gorszy niż my na boisku, a to już powód do zastanowienia czy warto tracić czas i zdrowie.

  6. Fakt 1 – przykro,że sędzia dostał, fakt 2 – bezsporny sędzia dramatycznie słaby. I choć po meczu po stanie mojego „kolorowego” uda i sinych od przydepnięcia palcy u nóg mógłbym trochę dorzucić do jakości sędziego to proponuję uznać,że wyniku nie wypaczył i na tym zakończyć jego „rolę”. Choć z oczywistych względów (po meczu z rywalem absolutnie w zasięgu) porażka jest wku…. to jednak nie byłbym aż tak krytyczny w ocenie naszej gry. Wypracowaliśmy przez cały mecz cztery klarowne sytuacje z których winny paść bramki (dwie z pierwszej połowy, sytuacja Adriana z drugiej i pominięta w relacji w ostatnich minutach 200% sytuacja z 4 metrów przed bramką (bodaj Łukasza- jeżeli mylę osobę to przepraszam) Wiele meczy rozegraliśmy z całkowitą „zupą” (i to niedawno) i nie sposób byłoby doszukiwać się w nich jakichkolwiek sytuacji do strzelenia bramki. W niedzielę było trochę przerwanych akcji, trochę grania piłką (choć tu jak zawsze w moim odczuciu jesteśmy zazwyczaj bardzo „elektryczni”) a porażka (czyli generalnie bramka na 1-2 bo na 1-3 to konsekwencja odkrycia) wniknęła nie z tego że rywal rzucił się nam do gardła, gonił i kręcił nas jak chciał tylko po NASZYM prostym błędzie (już mądrzejsi mówili głośno,ze to gra błędów) . I nie można tu wrzucać indywidualnie „na plecy” tej straty na Rafała (który akurat podjął -co sam zapewne wie-zły wybór przy wykonaniu wrzutu z autu,) czy na Mariusza ( który zaliczył prostą stratę). Nie można bo były inne groźne sytuacje które akurat Mariusz czy Rafał dobrze przerwali ale nikt z nich nie wrzucał,że mieliśmy przecież cztery do strzelenia… Jest oczywiste,że wykonanie 6 zmian w 40 minut nie może zwyczajnie pozostać bez wpływy na grę, to ponad pół drużyny i z tym trzeba się pogodzić. Co zrobić? Tu pewnie Maciej będzie miał ból głowy, robić jakieś zmiany w pierwszej połowie? Nie robić wszystkich zmian… (co jednak przeczy założeniom klubowym) . Powiedzmy sobie szczerze : gdyby takie zmiany dotyczyły drużyny w której zawodnicy trenują z sobą 5 razy w tygodniu, to pewnie po kilku minutach „zaskakiwaliby” oni do gry ale w naszej sytuacji piłkarskiej niestety Maciej nie może na to raczej liczyć. Ale Panowie głowy do góry i proponuję mobilizację na Baborówko! Bo po Lipie w szatni coś słabe były głosy o frekwencji w kolejna niedzielę…

  7. Qli, jak komuś bardzo zależy to w obliczu skrajnej niemocy różne rzeczy się mówi:) Wedle temperamentu:) pzdr.

  8. Wydaje mi się, że przy liczbie sześciu zmian trzeba nieco zrewidować strategię ich dokonywania. Sześć zmian oznacza przecież, że z każdej formacji zejdzie przynajmniej dwóch ludzi.
    Na pewno nie zrezygnujemy z robienia maksymalnej liczby zmian.
    Natomiast jest oczywiste, że jedni z nas grają w piłkę lepiej, inni słabiej (super byłoby, gdyby zwłaszcza ta druga grupa w miarę regularnie trenowała…).
    Natomiast póki mamy siły, czyli zwłaszcza na początku meczu, tych różnic w umiejętnościach aż tak nie widać.
    W każdym razie w ostatnim meczu z tych „mniej sprawnych” to w pierwszym składzie wyszedłem tylko ja. Może warto przemyśleć taktykę, w której mecz zaczynamy niekoniecznie od razu optymalną (najmocniejszą) jedenastką, ale z góry planujemy, że tych paru lepszych wejdzie z ławki – może w przerwie, a może nawet po 30 minutach. Wtedy jest szansa na utrzymanie tempa przez cały mecz. Jeżeli zaś rzucimy od początku wszystkie ręce na pokład, to – przy pogodzie jak ostatnio – jest spora szansa, że znów zdechniemy na ostatnie 20 minut. Nie bedzie już komu depnąć.

    Poza tym to co średnio zadziałało w niedzielę, to też intensywność rozgrzewki graczy rezerwowych. Każdego może zatkać po wejściu na plac, który jest plastikową „patelnią”. Natomiast „zatkanie” jest murowane, jeżeli przed wejściem nie ma konkretnej rozgrzewki.
    Moim zdaniem Treneiro powinien odgórnie zarządzić – i też to egzekwować – że po przerwie rezerwowi cały czas rozgrzewają się przy linii.

  9. Zgadzam się z Larsem – niekoniecznie musi wychodzić na mecz najsilniejsza jedenastka, czasem lepiej zostawić na ławce dwóch, trzech takich, których wejście – zwłaszcza gdy rywal też już zmęczony, może dodać sporo jakości. A sześć zmian – to nasz klubowy obowiązek.

  10. dla mnie pomysł lekko niedorzeczny. chyba że Ci nieco slabsi by zapie… od początku. bywalo już tak i z mojej perspektywy wygląda to tak że tylko zap… bo 3-4 ludzi gra jak fra i trzeba łatać. niema czasu żeby odsapnąć czy ukłuć coś z przodu. jesli gramy mocnym składem to nawet mi uds się coś strzelić. a jak się trzeba wypruwać to w drugiej połowie sił brakuje. no chyba że wychodząc słabszym składem murujemy się na 16 metrze. bronimy 0-0. to moim zdaniem od razu skazujemy się na porażkę. no ale możemy spróbować może się mylę…

  11. @Wąsu – Moim zdaniem obecnie „problemem” jest to, że mamy do zrobienia sześć zmian, a nie cztery. Czyli jak nie patrzeć, przy pełnej ławce zdejmujemy z boiska ponad połowę osób z wyjściowego składu.
    W meczach jak z Lipą, gdy mamy całą ławkę widzę zasadniczo trzy opcje:
    a) wychodzimy optymalnym składem, a potem naturalnie robimy komplet zmian (efekt: mocny skład na początku, z czasem mocy zaczyna brakować; raz będzie jak z Otorowem, gdy się „zazębiło”, ale chyba częściej będzie jak z Lipą, kiedy to gra sklapciała);
    b) wychodzimy najmocniejszym składem i wstrzymujemy się ze zmianami (efekt: mocny skład przez większość meczu, średnie zadowolenie tej powiedzmy czwórki rezerwowych , a do tego dezorganizacja w końcówce, bo nagle na szybko zmieniamy ludzi);
    c) „rotujemy” składem tak, że przez cały czas na placu jest w miarę równa, ale nie najwyższa moc (ze dwóch słabszych zaczyna na początku, dwóch lepszych zaczyna na ławce, potem się to miksuje).

    Moim zdaniem przy opcji „a” będzie tak jak jest teraz. Czyli po takim Otorowie będą wychodzić mecze jak z Lipą.

    Opcja „b” ma krótkie nogi, bo – przy całym szacunku – ale jak trzeba jechać do Rożnowa czy Baborówka, to frekwencję najczęściej ratuję te „średnie” (czy gorsze) piłkarsko osoby. Poza tym, żebyśmy funkcjonowali jako klub (finansowo i organizacyjnie), to musi być nas ok. trzydziestu „pod grą”, a nie kilkunastu.

    Opcja „c” to taka opcja „socjalna”. Moim zdaniem optymalna, choć trudna (czy może nawet prawie niemożliwa) do zrealizowania. Moim zdaniem możemy/powinniśmy do niej dążyć. Przy czym i tak często „dyspozycję dnia” lepszego czy słabszego grajka pokazuje dopiero boisko (trenujemy ze sobą przecież raz w tygodniu, a i tak nie wszyscy mogą pojawiać się na treningach…).

    A swoją drogą nie bardzo rozumiem Wąsu obawy, że ktoś gorszy piłkarsko miałaby od początku nie zapier****? W ostatnim czasie nie widziałem, żebyśmy mieli problem z zaangażowaniem czy ambicją. Jakimś tam problemem na pewno są umiejętności i kondycja. Kapitał ludzki mamy jaki mamy, pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Możemy się natomiast starać. W tygodniu zadbać o siebie może przecież każdy, podobnie jak każdy może porządnie się rozgrzać. Jak ktoś się zapuścił, to powinno być tak, że raz dostanie szansę, ale potem – przy braku poprawy – powinien grać raczej ogony.

    (przy okazji: poprawiłem minuty goli i zmian, bo spłynął protokół z meczu)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Question   Razz  Sad   Evil  Exclaim  Smile  Redface  Biggrin  Surprised  Eek   Confused   Cool  LOL   Mad   Twisted  Rolleyes   Wink  Idea  Arrow  Neutral  Cry   Mr. Green