Przegraliśmy z Orłami, a w zasadzie sami ze sobą

IMG_20180617_141332Na początku od razu zaznaczę, że w relacja dotyczy dotyczy tylko przebiegu gry, bez wydarzeń okołoboiskowych (koniec kariery Gruchy, ostatni mecz Adiego – tym wątkom poświęcimy osobne wpisy). Fakty są takie, że w słabym stylu przerżnęliśmy kolejne spotkanie na wyjeździe. Chętnych do gry był cały protokół, ale na boisku rywala znowu szwankowała jakość.

Generalnie jako drużyna przypominaliśmy kursanta, który któryś już raz spektakularnie oblewa egzamin na prawo jazdy i cały czas jest zdziwiony. No bo przecież teoria zdana na 100%, wszystko było poćwiczone z instruktorem (plac wychodził super, miasto bez zastrzeżeń). A tu przychodzi egzamin i początek jest nawet niezły, ale potem fura gaśnie przy prawie każdym ruszaniu, zaczynają się pomyłki przy zmianie biegów, a na koniec to już nawet włącza się rozkmina, czy gaz na pewno znajduje się po prawej stronie. A weź tu jeszcze uważaj na innych uczestników ruchu…

Przegraliśmy zasłużenie. Szkoda, że z rywalem, który absolutnie był w naszym zasięgu. Tego dnia jednak do pokonania nas wystarczyła zwykła, przeciętna B-klasowa solidność oraz lepsze rozłożenie sił (czyli brak marnowania energii na powroty po pierdyliardzie strat oraz na puste przebiegi).

Graliśmy na dużym, świetnie przygotowanym trawiastym placu. Do tego w upale. Mamy doświadczoną ekipę, więc chyba każdy wyczuwał, że w takich warunkach trzeba zmusić rywala do biegania za futbolówką. Żeby to osiągnąc należało w spokoju utrzymywać się przy piłce jak najdłużej, a jak już atakować, to z głową (czyli nie zrywami, lecz wyczekać moment, w którym ruszyć większą liczbą graczy).
Niby każdy wszystko wiedział, a wyszło jak wyszło.
Zagraliśmy na opak. Na treningu piłujemy granie dokładnych piłek do siebie po ziemi, a jak zagraliśmy w meczu? Najczęściej krótkie niedokładne albo lagę do nikogo. Gdy zaś chodzi o rozegranie, to gdyby – jak na treningu – zarządzić trzy pompki dla całej drużyny za oddanie piłki  rywalowi, to w liczbie pompek dobijalibyśmy do setki.

Orły były do klepnięcia, ale przegraliśmy sami ze sobą. Graliśmy elektrycznie od wyprowadzenia piłki do finalizacji. W efekcie na bramkę rywala strzelaliśmy sporadycznie. W sumie to nawet  jak mieliśmy już piłkę na papciu, to działy się dziwne rzeczy – parę razy zamiast strzału było dziubnięcie albo niepotrzebne zejście na drugi krąg.
Po drodze gospodarze wcisnęli nam trzy kasty. Pierwszą pod koniec pierwszej połowy (to w sumie już któraś bramka w tej rundzie, którą tracimy przed gwizdkiem). Zaczęło się od straty, braku powrotu i złego ustawienia, potem przegrany pojedynek obrońcy jeden na jeden i strzał obok Smoły. Druga wpadła krótko po przerwie – przyczyną był stojanow przy rzucie rożnym (od nas było czterech ludzi, ale nikt się nawet nie wybił, z kolei ich zawodnik wszedł na dzika jak po swoje i strzelił kastę). Trzecia bramka to skarcenie straty i złego wyprowadzenia strzałem z linii pola karnego.
Na osłodę kastę w samej końcówce zdobył Rychu. Przyjęcie piłki w polu karnym i lobik nad bramkarzem. Super bramka!

Zatem kończymy sezon na zasłużonym ósmym miejscu. Szkoda, bo w drugiej części wiosny stać nas było na więcej. Mamy teraz dwa miesiące na „wyciągnięcie wniosków”. Do B-klasy wrócimy silniejsi i jasnym z celem, by w nowym sezonie mieć na koncie więcej zwycięstw niż porażek, a więc w końcu zdobyć pierwszą połowę tabeli.

Niedziela 17 czerwca 2018 roku, godz. 14:00, stadion GOSiR w Plewiskach
ORŁY PLEWISKA – HKS ODLEW POZNAŃ 3:1 (1:0)
45′ 1:0 Sam na sam
52′ 2:0 Po rogu
66′ 3:0 Strzał z 18 metrów
90+2′ 3:1 Rychu (po podaniu Pelego)

Skład Odlewu:
Smoła – Sławek, Szymon, Woytek (46′ Paweł-brat), Saviola (46′ Marcin) – Adi, Krzysiek (55′ Pele), Grucha (47′ Rychu), Qli, ŁukaszW (AdrianW 65′) – Bizon (75′ Mati)

*Zmiany pisałem na czuja, skoryguję później zgodnie z protkołem.

STATYSTYKI

Strzały
ORŁY 11
ODLEW 12 (Adi i Bizon po 3; Grucha 2; AdrianW, ŁukaszW, Rychu, Szymon po 1)

Celne
ORŁY 5
ODLEW 5 (Adi 2; Szymon, AdrianW, Rychu po 1)

Faule
ORŁY 6
ODLEW 13 (Woytek 3; Sławek, Adi i Rychu po 2; Marcin, Szymon, Pele, Paweł-brat po 1)

Faulowani w Odlewie:
Krzysiek, Bizon, Pele, Adi, Szymon, Sławek

Rożne
ORŁY 3
ODLEW 5

Spalone
ORŁY 5
ODLEW (Bizon)

Kartki żółte (innych nie było)
ORŁY 2
ODLEW 0

 

20 myśli nt. „Przegraliśmy z Orłami, a w zasadzie sami ze sobą”

  1. Z takich posezonowych przemyśleń. Myślę, że warto byłoby, szczególnie w okresie przygotowawczym, skupić się bardziej na podstawach. Z uwagi na odejście zawodników pokroju Gruchy, tracimy sporo spokoju, doświadczenia i podstawowych umiejętności, a nowe nabytki zespoły mają jednak umiejętnośći bardziej orlikowe. Co z tego, że każdy z nas na treningu pakuje piłkę po oknie i fajnie się klepie w dziadka, jak połowa z nas nie potrafi się zastawić, powalczyć w powietrzu, pokryć, czy podać prostą piłkę. Dopóki mamy jeszcze ludzi, którzy grają w piłkę od lat i mają te podstawy opanowane, spróbujmy skupić się na ich przekazaniu reszcie, później bawmy się w zmyślne taktyki itp. Wiem, że treningi bez gierki i strzelania są mało atrakcyjne, ale jeżeli chcemy przestać zbierać oklep od byle kogo, warto zacisnąć zęby i postawić na pracę u podstaw.

  2. Tak trochę wygląda jak kalka meczu z Zawiszą Dolsk. Wtedy gole dla nich były w 45, 53 i 57, a dla nas ciut wcześniej w końcówce.

  3. @Smoła – To wszystko prawda. Gramy piłkę z orlika. Byle do przodu, najlepiej na ślepo w wolną strefę. Bez podań do tyłu, bez zmiany stron czy zdobywania przestrzeni. Do tego jesteśmy rozkojarzeni i niekonsekwentni. Nie podpowiadamy sobie. Głównie się irytujemy.

    W tym wszystkim przede wszystkim jednej rzeczy nie jestem w stanie zrozumieć ani wytłumaczyć. Mianowicie na boisku sobie nie podpowiadamy. Durne „plecy” czy „czas” są krzyczane z boiska co najwyżej sporadycznie. To jest kryminał! Bardziej skomplikowanych podpowiedzi nie słuszałem prawie wcale.

    Odnośnie treningów, to po niedzielnym meczu stwierdzam, że prowadzone przeze mnie zajęcia są w gruncie rzeczy bez sensu.
    Próbuję przekonać ekipę, żeby grać piłką, czyli chcieć piłkę oraz pokazywać się na pozycjach, żeby grać przez tył, zmienić stronę, grać szeroko. Na meczu z kolei niewiele z tego realizujemy. Gdyby jeszcze rywal jakoś presował. Ale Plewiska naprawdę nas nie cisnęły…
    Może więc lepiej będzie jak wróćmy do zajęć pt. dwie drużyny i gierka przez półtorej godziny? Efekt w sumie będzie ten sam, a w każdym razie nie będzie gorszy, bo więcej będzie walki w powietrzu i zastawiania się. W każdym razie obecenie przy kilkunastu osobach (co jest super) raczej nie poćwiczymy walki w powietrzu w inny sposób. Zastawianie można poćwiczyć w małych grach na utrzymanie, chociaż tu też notujemy za dużo strat…

    Niezależnie od tego mamy bardzo duży problem w środku pola. Na tle lepszych ekip było to w miarę zrozumiałe. Natomiast w Plewiskach przegraliśmy środek, choć w Orłach grali: zawodnik z przeglądem pola – tu ok był niezły, ale obok miał ich trenera-kapitana (lat chyba 47.) oraz gościa z nadwagą.
    My w środku przy trójce nie trzymamy odległości. Gramy albo za boisko siebie albo za daleko. W zasadzie mamy trzech środkowych, z których każdy gra niezależnie od innego środkowego. Przesuwanie jest symboliczne, podobnie jak asekuracja. Gdyby zrobić stop-klatkę, to ustawienie naszej pomocy jest w gruncie rzeczy losowe.
    Kolejny problem to skrzydła. Tam łącznie grają cztery osoby (dwaj obrońcy, dwaj pomocnicy), a skrzydłami na połowie rywala nie gramy w ogóle i chyba nigdy nie będziemy grać.
    No i atak. W niedzielę żal mi było Bizona, bo najpierw musiał walczyć o górne piłki z trzema rywalami, a jak już piłkę wywalczył, to do gry miał może z dwóch ludzi od nas. Można było ładować z 30 metrów, ale chyba nie o to nam chodzi.

  4. Mam takie przemyślenia oglądając mecze Mundialu, że połowa groźnych sytuacji w piłce nożnej bierze się z tego, że w pole karne na pełnym sprincie wbiegają zawodnicy z drugiej linii. Mają oni wtedy szansę albo na zdobycie bramki głową, albo na zgarnięcie ‚drugiej piłki’. Rozrywają do tego swoim ruchem linię obronną przeciwnika, który zazwyczaj bojąc się, że będzie spóźniony przy ewentualnej interwencji, goni atakującego zawodnika, nie zwracając przy tym uwagi na linię spalonego. Nam tego niestety brakuje. Bardzo często jest tak, że jedynym zawodnikiem, który biegnie w danej sytuacji jest ten, który akurat ma piłkę. Dopóki nie zaczniemy biegać sprintem w akcjach ofensywnych, dopóty jedyne na co będziemy mogli liczyć, to że Bizon poradzi sobie z dwoma obrońcami i wyczaruje jakąś bramkę z niczego. Moim zdaniem powinniśmy postawić na treningach na większą intensywność. Słaba celność podań, czy brak pokazywania się na pozycje bierze się u nas, moim zdaniem, po prostu z braku sił. Dla większości z nas wtorkowy trening jest jedyną aktywnością w tygodniu na wyższym tętnie (nie liczę truchtania czy siłowni). Postarajmy się zatem przyzwyczaić do tego, że z treningu wychodzimy zmęczeni i obolali. Inaczej nigdy nie przygotujemy się do warunków meczowych. Wiele tutaj oczywiście zależy od nas samych, niech sprint będzie sprintem, pressing w gierce na utrzymanie pressingiem i tak dalej.

  5. @lars – Dajmy tym ćwiczeniom trochę czasu, zrobiliśmy dopiero dwie gierki, a rozgrywanie piłki od tyłu jest jedną z podstaw właśnie, bo uczy radzić sobie z pressingiem i unikać grania lagi.
    Komunikacja to od zawsze był nasz problem i na to trzeba też postawić olbrzymi nacisk. Podpowiedzi, a nie wylewanie żalu.
    Myślę, że przechodząc do gierki będziemy tylko powielali orlikowe nawyki. Połączyć się w pary i proste ćwiczenia powtarzane do bólu, żeby wyrobić automatyzmy. Przyjęcie, zastawienie, odegranie albo nabieg i walka w powietrzu. Na pewno da się wyskrobać z internetu jakieś proste ćwiczenie na tego typu zachowania.
    @Łukasz W. – połowa sukcesu w tym wypadku to rzetelne przygotowanie się każdego z nas pod kątem wydolnościowym. Zamiast biegać mikromaratony po 10-15km zrobić kilka sprintów albo interwałów, to bardziej przydatne w naszej dyscyplinie. Sam popełniałem ten błąd. No i fakt, że na treningu jesteśmy troche za bardzo nastawieni na zabawę, za mało na pracę. Zbalansujmy ten podział i efekty powinny być o wiele lepsze.

  6. @Forest – Kiedyś trzeba było wyjść z (nomen omen) „leśnych chatek”, czyli grania bardzo niską obroną + laga do napastnika. Nikt nie powiedział, że to będzie łatwe. Tak czy inaczej progres jakiś tam jest, bo względem poprzedniego sezonu z boiska podnieśliśmy o 5 punktów więcej. Stać nas jednak było na lepszy wynik.

  7. Progres jest pewnie w walkowerach i tych które my oddaliśmy w ubiegłym sezonie. Tak na poważnie to projekt Odlew to jak kiedyś zauważyłem i sam się na to zapisałem była sympatyczna ekipa z fajną atmosferą, przy okazji pogrywajaca w piłkę. Teraz to bardziej wyglada na uniwersytet dziwnych kroków ale licencjonowany i szukających punktów . Odlew to byli ludzie nie punkty.

  8. @ Forest – Tobie to wygląda, a rzeczywistą ocenę pozostawmy lepiej tym, którzy grali w „prawdziwym” Odlewie i tym, który mamy teraz 😉 Zawsze możesz wpaść na mecz i poznać sytuację od kuchni.

  9. Licencje wymusił związek. O obecnej atmosferze się nie wypowiadam. Wydaje mi się, że jest dobra. A w każdym razie staram się jak umiem, żeby była dobra.
    Twoje zdanie bardzo szanuję, ale zupełnie się z nim nie zgadzam. Albo inaczej – zgadzam się tylko co do tego, że Odlew to zawsze był klub dość poczciwy i jak piszesz „sympatyczny”, tak w swoim funkcjonowaniu, jak i na boisku. Natomiast z tą sympatycznością też bywało różnie. Był moim zdaniem „za Twoich czasów” i to nie tak dawno taki moment, w którym gdy chodzi o wzajemne boiskowe zjebki, to przekraczaliśmy pewne granice. No, ale może inaczej pamiętają pewne rzeczy krzyczący, a inaczej osoby – jak ja – mocno przewrażliwione na punkcie krzyku.
    Tak czy inaczej. Może kiedyś było trochę lepiej? Możliwe. Natomiast Odlew to cały czas ludzie. Ja nie widzę różnicy w podejściu i klimacie pomiędzy Twoim pokoleniem a obecnym. .

  10. @Lars dobry trop, jednak trochę umiesz czytać między wierszami i wyartykułowałeś coś o czym nawet nie wspomniałem. Teraz na lato książka Talagi i jesień z workiem punktów 😀powodzenia.

  11. @Fori – ale wlecisz na orlika latem, nie? tam ciągle kopiemy bez spiny i naprawdę jest fajnie

  12. Korzystając z tego, że mecz Panama- Belgia jest denny ,odniosę się do rozmowy Larsa ,Smoły i Foresta.
    Pierwsza sprawa- Lars, nie zawsze graliśmy jak leśne dziadki. Czasem mecze wyglądały lepiej-czasem gorzej, ale radość ze strzelonej bramki i wygranego meczu -bezcenna .Bez urazy, troszke brakuje ci doświadczenia jako trener, sam kurs i skrobanie z interentu pewnych zagrań to za mało.
    Smoła- można oczywiscie zrobić profesjonalne treningi. Maciej pewnie by sobie poradził, ale na treningu musiałoby być 90% pierszego składu ,a treningi conajmniej 3 w tygodniu. Dla każdego ,indywidualne zajęcia, kazdy jest na innym piłkarskim poziomie. Dobrze żeby drużyna miała dietetyka- tu kłania się sponsor i jeszcze kilku zawodników z doświadczeniem piłkarskim na poziomie co najmniej 4 ligi- tak było w Otuszu. Klepali każdego i gdzie teraz są?… Wiem ,bo kopie piłe od 25 lat z małymi przerwami .
    Forest- trzeba życzyć nowym kolegom radosci z gry w piłkę nożną ,niech cieszą sie z każdej minuty spedzonej na boisku w swoim towarzystwie. Ja miałem tą przyjemność, wtedy jest sens dawać całe serducho przyjeżdzać po 200 km specjalnie na mecz ,jak Ty czy ja.
    Gruszka -nie dałem rady byc, ale my jeszcze poklepiemy (jeszcze tu k…a wrócimy )he he
    Panowie -Wszystkim dziekuje i życze zdrowia w nowym sezonie.

  13. Mariusz – nie napisałem, że graliśmy jak leśne dziadki. Natomiast przez lata naszą główną bronią byla „dzida na Kabana” i to – z całym szacunkiem – ale mocno się w nas wyrło. Potem średnia wieku wzrosła nawet – na pewnyn etapie – do 32 lat. Być może trzeba było kontynuować projekt Odlew w Lidze Oldboyów, która organizuje WZPN… A tak jak widzisz przeczytalem dwie książki o żabach i od pewnego czasu uszczesliwiam tym ludzi. Przynajmniej starszyzna ma z czego się śmiać 🙂

  14. @Forest

    A propos tego „Tak na poważnie to projekt Odlew to jak kiedyś zauważyłem i sam się na to zapisałem była sympatyczna ekipa z fajną atmosferą, przy okazji pogrywajaca w piłkę. ”

    Tak było w 2002, gdy to zakładaliśmy, tak było ileś lat później, gdy do tego przystępowałeś. I tak jest dzisiaj, gdy pokolenie z lat 70. wymiera, a wchodzą młodsze roczniki. Zapewniam Cię, że atmosfera jest fajna, a przy okazji można tak pograć, jak i potrenować. I niekoniecznie 3 na 3 – jak bywało kiedyś. Masz ochotę, wpadnij. Choćby na browara do Boćka podczas meczu mundialowego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Question   Razz  Sad   Evil  Exclaim  Smile  Redface  Biggrin  Surprised  Eek   Confused   Cool  LOL   Mad   Twisted  Rolleyes   Wink  Idea  Arrow  Neutral  Cry   Mr. Green