Relacja z wypadu do Rudna i sparingu w Wielichowie

IMG_20180728_195430W miniony weekend wróciliśmy do praktycznej realizacji idei letnich wyjazdów połączonych ze sparingiem w niezwiedzanych dotąd rewirach.

Poprzednio, dwa lata temu byliśmy w Bachotku (okolice Brodnicy, czyli ładny kawałek za Toruniem), wcześniej dwa razy bawiliśmy w Łagowie Lubuskim. Teraz wybór padł na Rudno, a więc miejscowość 10km na południe od Wolsztyna. Tego rejonu Wielkopolski jeszcze bliżej nie eksplorowaliśmy. Najdalej na południowy zachód graliśmy dotąd na bocznym boisku w Grodzisku, ale było to dobre dziesięć lat temu (http://www.odlew.poznan.pl/?p=2907).
Teraz na wypad wygnało nas pod samą granicę województwa do wioski, która swoje pięć minut miała… w latach 70. Jak podaje Wikipedia w Rudnie bywał i sam Gierek. Widać zresztą, że dawniej tłumnie uderzało się tam na wczasy zakładowe czy inne kolonie. Teraz w kapitalizmie rządzi raczej wypoczynek indywidualny.
Na miejscu jest tak, że większe budynki (stołówki, dawne sale bankietowe, amfiteatr) są raczej opuszczone. Z kolei liczne domki zostały w większości sprywatyzowane i aktualnie właściciele prześcigają się w  finezyjnej adaptacji terenów wokół swoich wypoczynków (przykład poniżej).
IMG_20180728_113034

Na miejscu wciąż jednak jest akcja, aczkolwiek zapewne mniejsza niż kiedyś. Rudno to wciąż popularne miejsce spływów kajakowych czy np. zlotów zabytkowych pojazdów. W miesiącach letnich stale działa tam knajpa (Tawerna Rybacka), jest gofrownia, parę sklepów (wśród niech jeden typu GS z napisem „night club”, zamykany jednak niestety już o 21. 🙂 ).
W tym wszystkim nam skapnęły domki, które standardem nie odbiegały od tych w Łagowie, czyli jak na kameralny wyjazd warunki były „akceptowalne z tendencją na przyzwoite”. Podobnie wypowiedzieć się można o jeziorze, które kiedyś pewno było czystsze, ale teraz nie różni się wiele od takiego np. Strzeszynka. Tak czy inaczej w Rudnie niezmiennie absolutnie wymiata przyroda, wzmocniona teraz przez ciszę i spokój. Jest to miejscowość na końcu drogi, gdzie fury przejeżdżają raz na godzinę. Z lotu ptaka całość wygląda bardzo malowniczo, co fajnie oddaje choćby ten film z drona (https://www.youtube.com/watch?v=KBS_VPm9GLU). Patrząc zaś z bliska w Rudnie dostrzec można dużo post-betonowej infrastruktury, która najlepsze lata ma za sobą. Z kolei tam, gdzie własność przeszła w prywatne ręce wystrój trzyma poziom. Czasem nawet wręcz kontrast „stare/nowe” jest zbyt wyraźny. Opuszczona kanciapa ratowników stoi bowiem obok rezydencji z bali, zachwaszczony parking sąsiaduje z wypasionym ogrodem, zardzewiała przyczepa do łódek rozkłada się obok nowiutkiego Forda 350 na holenderskich blachach czy innego lexusa.
Całość tworzy dość specyficzny klimat, kóry trochę kojarzy się z naszymi wschodnimi sąsiadami. Mnie całość najbardziej przypominała północno-zachodni Krym, gdzie byłem dobre dziesięć lat temu. Słowem przyroda wymiata, a infrastruktura płynnie (choć niekonieczenie bezboleśnie) przechodzi z trybu „komuna” w tryb „młody kapitalizm”.

Jeżeli chodzi o sam wyjazd, to piątek upłynął nam pod znakiem przyjazdu, następnie zapoznania z jeziorem i integracją przy grilu (przy domku był mega przyjemny murowany grill, który mieliśmy na wyłączność). Mając solidną zagrychę dyskutowaliśmy na różne tematy, głównie okołopiłkarskie. Jednym z ciekawych wątków była debata na temat „czy warto grać trójką w obronie?”. Tu stanowiska były podzielone. Jedni uważali, że to dobry pomysł. Inni, że dobry, jeżeli cała drużyna kuma bazę. Jeszcze inni, że słaby. Najbardziej skrajna „na nie” opinia była taka, że zwłaszcza w niższych ligach zejście poniżej czwórki obrońców oznacza tyle co „zawsze w p***ę”. Potem obejrzeliśmy zaćmienie księżyca, poszliśmy do Tawerny Rybackiej, a jak wróciliśmy to m.in. Smoła opowiadał starodawne dzieje, jak to przez telefon Dowhań namawiał go do spróbowania sił w Legii. Oczywiście bezskutecznie. Nasiadówa zakończyła się kulturalnie ok. trzeciej nad ranem.

W sobotę po południu przetransportowaliśmy się do Wielichowa. Tam na sympatycznym boisku (trochę jednak twardym z uwagi na ostatnie upały) podjęła nas miejscowa Pieczarka.
Nasz skład ilościowo może nie powalał, ale – jak to zwykle w takich sytuacjach bywa – nadrabiał jakością 😉 Dość wspomnieć, że wsparły nas Legendy w osobach Gruchy i Mariusza. Do tego gościnnie wystąpił Adi (obecnie już w PFC) oraz kolega Rio (zawodnik Maratończyka Brzeźno).
Sam mecz wyglądał tak, że to my rozpoczęliśmy i skończyliśmy strzelanie. Po drodze jednak Pieczarka wkulała nam trzy kasty. Skończyło się wynikiem 2:3 (1:2) po naprawdę solidnym, a przy tym otwartym sparingu. Zawody miały niezłe tempo, zwłaszcza biorąc pod uwagę żar lecący z nieba (pełne słońce, 35 stopni!).
Po rywalach widać było, że stawiają na siłę. Mieli bardzo agresywnie i mocno grający środek pola, a ich napastnik też nie pierdzielił się w tańcu. Początek jednak należał do nas. Przeprowadziliśmy trzy szybkie ataki, które powinny były zakończyć się zdobyciem bramek. Ostatecznie kasta padła tylko jedna i zdobył ją Adi, po wyłożeniu piłki przez Bizona. Następnie rywal na nas usiadł i póki gracze Pieczarki mieli siły (czyli tak do 70. minuty) byliśmy przyciśnięci. W tej fazie meczu było widać, że rywal jeszcze niedawno kopał w A-klasie, a w zeszłym sezonie w B-klasie był w czubie (4 miejsce z bilansem 17-1-8). Sporo roboty miała nasza defensywa, a Smoła ciągnął ile mógł. Do przerwy skapitulowaliśmy jednak dwukrotnie (pierwsza kasta to strzał z pola karnego przy słupku, druga to sam na sam), a po przerwie ok. 60 minuty po raz trzeci. Potem był jeszcze słupek.
Ostatnie dwadzieścia minut to już równe zawody, nawet ze wskazaniem na Odlew. Z kolei końcówka to już w ogóle była nasza. Wpadła z tego jedna kasta – Mariusz dostał świetne podanie w uliczkę i zostać wycięty w polu karnym. Sędzia zastosował jednak przywilej, bo po drodze czaił się Adi, który wkulał piłkę do pustaka. W doliczonym czasie  pod bramkę Pieczarki zawitał nawet Smoła i w tej właśnie ostatniej akcji umieściliśmy piłkę w bramce, jednak sędzia gola nie uznał, bo po drodze rzeczywiście było zagranie ręką.
W sumie rozegraliśmy fajny, zdrowy sparing z twardo, ale przy tym fair grającym rywalem. Treneiro Matyjas przetestował kilka nowych rozwiązań jak np. przesunięcie Szymona na defensywnego pomocnika, a Woytka na defensywnego napastnika (wyszło ciekawie). Wszyscy obecni w Wielichowie trening kondycyjny mają już za sobą, reszta musi nadrobić braki.

Pieczarce bardzo dziękujemy za zaproszenie i solidne przetarcie przed ligą! W zimie warto pyknąć rewanż przy Cytadeli.

Sobota, 28 lipca 2018 roku, godz. 17:00 boisko w Wielichowie
Pieczarka Wielichowo – HKS Odlew Poznań 3:2 (2:1)
0:1 ok. 10′ Adi po podaniu Bizona
1:1 ok. 30′ Pan z Pieczarki (strzał z pola karnego)
2:1 ok. 40′ Pan z Pieczarki (sam na sam)
3:1 ok. 60′ Pan z Pieczarki (dobitka)
3:2 ok. 85′ Adi (asysta Mariusza)

Skład Odlewu:
Smoła – ŁukaszW., Mariusz, Woytek, Rychu – kolega Rio, Grucha, Szymon, AdrianW, Adi – Bizon

Na ławce do gry:
Lars

Na ławce, ale nie do gry:
PatrykM

Wsparcie:
druga połówka Matyjasa, rodzina Larsa

***

Na koniec duże podziękowania dla Łukasza Wojdanowicza, który ogarniał wyjazd logistycznie. Fajnie, że udało się wrócić do letnich wyjazdów. Postanowienie, że trzeba to powtórzyć i to w zdecydowanie większej liczbie to chyba oczywistość.

Poniżej parę fotek z meczu:

IMG_20180729_090157


IMG_20180728_171007-



IMG_20180728_182225

IMG_20180729_090133-

2 myśli nt. „Relacja z wypadu do Rudna i sparingu w Wielichowie”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Question   Razz  Sad   Evil  Exclaim  Smile  Redface  Biggrin  Surprised  Eek   Confused   Cool  LOL   Mad   Twisted  Rolleyes   Wink  Idea  Arrow  Neutral  Cry   Mr. Green