W miniony weekend wróciliśmy do praktycznej realizacji idei letnich wyjazdów połączonych ze sparingiem w niezwiedzanych dotąd rewirach.
Poprzednio, dwa lata temu byliśmy w Bachotku (okolice Brodnicy, czyli ładny kawałek za Toruniem), wcześniej dwa razy bawiliśmy w Łagowie Lubuskim. Teraz wybór padł na Rudno, a więc miejscowość 10km na południe od Wolsztyna. Tego rejonu Wielkopolski jeszcze bliżej nie eksplorowaliśmy. Najdalej na południowy zachód graliśmy dotąd na bocznym boisku w Grodzisku, ale było to dobre dziesięć lat temu (http://www.odlew.poznan.pl/?p=2907).
Teraz na wypad wygnało nas pod samą granicę województwa do wioski, która swoje pięć minut miała… w latach 70. Jak podaje Wikipedia w Rudnie bywał i sam Gierek. Widać zresztą, że dawniej tłumnie uderzało się tam na wczasy zakładowe czy inne kolonie. Teraz w kapitalizmie rządzi raczej wypoczynek indywidualny.
Na miejscu jest tak, że większe budynki (stołówki, dawne sale bankietowe, amfiteatr) są raczej opuszczone. Z kolei liczne domki zostały w większości sprywatyzowane i aktualnie właściciele prześcigają się w finezyjnej adaptacji terenów wokół swoich wypoczynków (przykład poniżej).
Na miejscu wciąż jednak jest akcja, aczkolwiek zapewne mniejsza niż kiedyś. Rudno to wciąż popularne miejsce spływów kajakowych czy np. zlotów zabytkowych pojazdów. W miesiącach letnich stale działa tam knajpa (Tawerna Rybacka), jest gofrownia, parę sklepów (wśród niech jeden typu GS z napisem „night club”, zamykany jednak niestety już o 21. 🙂 ).
W tym wszystkim nam skapnęły domki, które standardem nie odbiegały od tych w Łagowie, czyli jak na kameralny wyjazd warunki były „akceptowalne z tendencją na przyzwoite”. Podobnie wypowiedzieć się można o jeziorze, które kiedyś pewno było czystsze, ale teraz nie różni się wiele od takiego np. Strzeszynka. Tak czy inaczej w Rudnie niezmiennie absolutnie wymiata przyroda, wzmocniona teraz przez ciszę i spokój. Jest to miejscowość na końcu drogi, gdzie fury przejeżdżają raz na godzinę. Z lotu ptaka całość wygląda bardzo malowniczo, co fajnie oddaje choćby ten film z drona (https://www.youtube.com/watch?v=KBS_VPm9GLU). Patrząc zaś z bliska w Rudnie dostrzec można dużo post-betonowej infrastruktury, która najlepsze lata ma za sobą. Z kolei tam, gdzie własność przeszła w prywatne ręce wystrój trzyma poziom. Czasem nawet wręcz kontrast „stare/nowe” jest zbyt wyraźny. Opuszczona kanciapa ratowników stoi bowiem obok rezydencji z bali, zachwaszczony parking sąsiaduje z wypasionym ogrodem, zardzewiała przyczepa do łódek rozkłada się obok nowiutkiego Forda 350 na holenderskich blachach czy innego lexusa.
Całość tworzy dość specyficzny klimat, kóry trochę kojarzy się z naszymi wschodnimi sąsiadami. Mnie całość najbardziej przypominała północno-zachodni Krym, gdzie byłem dobre dziesięć lat temu. Słowem przyroda wymiata, a infrastruktura płynnie (choć niekonieczenie bezboleśnie) przechodzi z trybu „komuna” w tryb „młody kapitalizm”.
Jeżeli chodzi o sam wyjazd, to piątek upłynął nam pod znakiem przyjazdu, następnie zapoznania z jeziorem i integracją przy grilu (przy domku był mega przyjemny murowany grill, który mieliśmy na wyłączność). Mając solidną zagrychę dyskutowaliśmy na różne tematy, głównie okołopiłkarskie. Jednym z ciekawych wątków była debata na temat „czy warto grać trójką w obronie?”. Tu stanowiska były podzielone. Jedni uważali, że to dobry pomysł. Inni, że dobry, jeżeli cała drużyna kuma bazę. Jeszcze inni, że słaby. Najbardziej skrajna „na nie” opinia była taka, że zwłaszcza w niższych ligach zejście poniżej czwórki obrońców oznacza tyle co „zawsze w p***ę”. Potem obejrzeliśmy zaćmienie księżyca, poszliśmy do Tawerny Rybackiej, a jak wróciliśmy to m.in. Smoła opowiadał starodawne dzieje, jak to przez telefon Dowhań namawiał go do spróbowania sił w Legii. Oczywiście bezskutecznie. Nasiadówa zakończyła się kulturalnie ok. trzeciej nad ranem.
W sobotę po południu przetransportowaliśmy się do Wielichowa. Tam na sympatycznym boisku (trochę jednak twardym z uwagi na ostatnie upały) podjęła nas miejscowa Pieczarka.
Nasz skład ilościowo może nie powalał, ale – jak to zwykle w takich sytuacjach bywa – nadrabiał jakością 😉 Dość wspomnieć, że wsparły nas Legendy w osobach Gruchy i Mariusza. Do tego gościnnie wystąpił Adi (obecnie już w PFC) oraz kolega Rio (zawodnik Maratończyka Brzeźno).
Sam mecz wyglądał tak, że to my rozpoczęliśmy i skończyliśmy strzelanie. Po drodze jednak Pieczarka wkulała nam trzy kasty. Skończyło się wynikiem 2:3 (1:2) po naprawdę solidnym, a przy tym otwartym sparingu. Zawody miały niezłe tempo, zwłaszcza biorąc pod uwagę żar lecący z nieba (pełne słońce, 35 stopni!).
Po rywalach widać było, że stawiają na siłę. Mieli bardzo agresywnie i mocno grający środek pola, a ich napastnik też nie pierdzielił się w tańcu. Początek jednak należał do nas. Przeprowadziliśmy trzy szybkie ataki, które powinny były zakończyć się zdobyciem bramek. Ostatecznie kasta padła tylko jedna i zdobył ją Adi, po wyłożeniu piłki przez Bizona. Następnie rywal na nas usiadł i póki gracze Pieczarki mieli siły (czyli tak do 70. minuty) byliśmy przyciśnięci. W tej fazie meczu było widać, że rywal jeszcze niedawno kopał w A-klasie, a w zeszłym sezonie w B-klasie był w czubie (4 miejsce z bilansem 17-1-8). Sporo roboty miała nasza defensywa, a Smoła ciągnął ile mógł. Do przerwy skapitulowaliśmy jednak dwukrotnie (pierwsza kasta to strzał z pola karnego przy słupku, druga to sam na sam), a po przerwie ok. 60 minuty po raz trzeci. Potem był jeszcze słupek.
Ostatnie dwadzieścia minut to już równe zawody, nawet ze wskazaniem na Odlew. Z kolei końcówka to już w ogóle była nasza. Wpadła z tego jedna kasta – Mariusz dostał świetne podanie w uliczkę i zostać wycięty w polu karnym. Sędzia zastosował jednak przywilej, bo po drodze czaił się Adi, który wkulał piłkę do pustaka. W doliczonym czasie pod bramkę Pieczarki zawitał nawet Smoła i w tej właśnie ostatniej akcji umieściliśmy piłkę w bramce, jednak sędzia gola nie uznał, bo po drodze rzeczywiście było zagranie ręką.
W sumie rozegraliśmy fajny, zdrowy sparing z twardo, ale przy tym fair grającym rywalem. Treneiro Matyjas przetestował kilka nowych rozwiązań jak np. przesunięcie Szymona na defensywnego pomocnika, a Woytka na defensywnego napastnika (wyszło ciekawie). Wszyscy obecni w Wielichowie trening kondycyjny mają już za sobą, reszta musi nadrobić braki.
Pieczarce bardzo dziękujemy za zaproszenie i solidne przetarcie przed ligą! W zimie warto pyknąć rewanż przy Cytadeli.
Sobota, 28 lipca 2018 roku, godz. 17:00 boisko w Wielichowie
Pieczarka Wielichowo – HKS Odlew Poznań 3:2 (2:1)
0:1 ok. 10′ Adi po podaniu Bizona
1:1 ok. 30′ Pan z Pieczarki (strzał z pola karnego)
2:1 ok. 40′ Pan z Pieczarki (sam na sam)
3:1 ok. 60′ Pan z Pieczarki (dobitka)
3:2 ok. 85′ Adi (asysta Mariusza)
Skład Odlewu:
Smoła – ŁukaszW., Mariusz, Woytek, Rychu – kolega Rio, Grucha, Szymon, AdrianW, Adi – Bizon
Na ławce do gry:
Lars
Na ławce, ale nie do gry:
PatrykM
Wsparcie:
druga połówka Matyjasa, rodzina Larsa
***
Na koniec duże podziękowania dla Łukasza Wojdanowicza, który ogarniał wyjazd logistycznie. Fajnie, że udało się wrócić do letnich wyjazdów. Postanowienie, że trzeba to powtórzyć i to w zdecydowanie większej liczbie to chyba oczywistość.
Poniżej parę fotek z meczu:
Szacun dla Smoły za niepodjęcie tematu legijnego 😉
Od zawsze w grę wchodził tylko Odlew!