W drugiej połowie Maratończyk nam odjechał

maratończykPrzegraliśmy z Maratończykiem Brzeźno 0:4 (0:1) i trudno powiedzieć, żeby wynik był niesprawiedliwy. Rywal pokazał dużą jakość i jeżeli utrzyma takie tempo przez cały sezon to latem wróci do Serie A.

Z naszej strony odnotować można bardzo solidną pierwszą połowę, w której jednak daliśmy się „napocząć” (gol w 39. minucie). W drugiej połowie było już – tradycyjnie zresztą – słabiej, choć dalej ambitnie.

Na mecz wyszliśmy raczej defensywnie. Zresztą nie było się co porywać z motyką na słońce. Rywal dysponował solidną paką, po której widać było, że spora część grała już wyżej lub przynajmniej przeszła przez kilka szczebli szkolenia. My chcieliśmy zagrać uważnie z tyłu, zagęszczając środek, licząc na szybkie ataki. Długo nasz plan wyglądał obiecująco. Po pierwszej połowie zresztą w strzałach było 4 do 6, w celnych remis po 3. Przewagę mieli jednak goście i to dość wyraźną. Robili przy tym sporo wiatru, ale regularnie palili (aż osiem ofsajdów w tej części gry).
Nas w pierwszej odsłonie dwukrotnie ratował Szafir, ale też sami stworzyliśmy dwie świetne okazje (raz Bizon za bardzo się wygnał po minięciu bramkarza i obrońcy wyjaśnili sytuację, potem jeszcze Arek wyszedł sam na sam ale trafił w ostro interweniującego kaściarza).
Przed przerwą rywal zdołał jednak wcisnąć nam bramkę. Stało się to w 39. minucie. Szkoda, bo znowu tracimy pierwszego gola w sytuacji z gatunku „do uniknięcia” (najpierw strata po prawej stronie przy rozegraniu, potem brak przecięcia dośrodkowania, a jak już piłka zlądowała w nasze pole bramkowe to krycie było już na radar).
Przed przerwą odnieśliśmy jeszcze jedną stratę – i to bardziej dotkliwą. Mianowicie Bizon zderzył się z obrońcą i konkretnie rozciął sobie głowę. Poleciała krew, a nasz kluczowy napastnik musiał opuścić plac gry. Skończyło się na wizycie na Lutyckiej i trzech szwach. Pauza do końca rundy raczej nieunikniona…

Olbrzymi szacun należy się w tym miejscu dla Pawła Raja, który oglądał pierwszą połowę z trybun, a potem pojechał z Bizonem na szycie. Chłopaki spędzili kilka godzin na Lutyckiej i w efekcie Paweł do chaty zawitał dopiero w godzinach popołudniowych. Super postawa!

Wracając zaś do meczu, to druga połowa była już wyraźnie słabsza w naszym wykonaniu. Już mniejsza o straconą przed przerwą bramkę, ale brak Bizona zupełnie pozbawił nas punktu ciężkości z przodu. Do tego styl gry zmienił rywal. Goście z Brzeźna zrezygnowali już ze słania „crossów” w naszą szesnastkę (z tego brały się głównie ich spalone), a przeszli na grę po ziemi z przeklepaniem i sprintami po skrzydłach. Ten sposób grania ze strony Maratończyka sprawiał nam zdecydowanie więcej problemów. Poza tym nawet jak już udało się przejąć piłkę, to bardzo szybko ją traciliśmy, co napędzało kolejne akcje gospodarzy gospodarzy.

Drugą bramką straciliśmy w 64. minucie, a potem poszło szybko: trzecia w 68. minucie, czwarta w 76. Kasty były zasadniczo do siebie podobne: przeklepanie w bocznym sektorze, sprint, odegranie, strzał z przygotowanej pozycji z pola karnego.

Nam w drugiej połowie pozostało ambitnie walczyć. Z rzeczy, które odnotowuje się w protokole meczowym przekuło się to jednak tylko na kartki. Smoła, Cezary i Szymon zarobili po żółtku za faule. Strzałów za wiele nie mieliśmy (niecelna próba Rycha z daleka i strzał Grupskiego z wolnego. nad poprzeczką). Wyróżniającą postacią był za to Szafir.

No nic. Powalczyliśmy, ale rywal nie miał tego dnia  słabych punktów. Do tego potrafił w przerwie zmienić styl gry, co na tym poziomie jest umiejętnością nie do przecenienia.
My do osiągnięcia lepszego wyniku potrzebowalibyśmy choć odrobinę szczęścia. Tego za brakło, a doszło jeszcze sporo pecha. Pierwsza kasta, którą straciliśmy była jakaś taka niemrawa, a do tego chwilę później wypadł – i to na dłużej – kluczowy gracz naszej ofensywy, czyli Bizon.

Do końca rundy zostały trzy kolejki. Gramy z rywalami w zasięgu: najpierw wyjazd do Lotnika (za tydzień w sobotę o 15:00), potem mecz u siebie z Kicinem, a w Święto Niepodległości zamknięcie tegorocznych zmagań o punkty, czyli konfrontacja z Liderem Szczytniki Czerniejewskie w Żydowie. Do podniesienia z boiska jest zatem dziewięć punktów.

Niedziela, 21 października 2018 roku, godz. 10:00 – boisko przy Cytadeli
HKS ODLEW POZNAŃ – MARATOŃCZYK BRZEŹNO 0:4 (0:1)
0:1 39′ Pan z Maratończyka z bliska
0:2 64′ To samo
0:3 68′ To samo
0:4 76′ To samo

Skład Odlewu:
Szafir – Smoła (58′ Cezary), Szymon, Woytek, Rogacz – Arek (70′ Grupski), Pele (70′ Mati), Adrian (78′ MarcinO), Saviola (58′ Rychu), Marcin – Bizon (46′ ŁukaszW).

Gotowy w protokole:
Lars

Wsparcie:
Krzysiek, PawełR

STATYSTYKI|

STRZAŁY
Odlew 6 (BIzon 2; Saviola, Arek, Rychu, Grupski po 1)
Maratończyk 16

CELNE
Odlew 3 (Saviola, Bizon, Arek)
Maratończyk 8

FAULE
Odlew 16 (Pele, Adrian, Marcin, Smoła, Rogacz, Cezary, Szymon po 2; ŁukaszW

i Mari po 1)
Maratończyk 17

Faulowani w Odlewie:
Marcin 5; Adrian 4; Pele 3; Arek, Bizon, Smoła, Szymon, ŁukaszW po 1
Maratończyk 18

ROŻNE
Odlew 1
Maratończyk 3

SPALONE
Odlew 1 (Marcin)
Maratończyk 10

SŁUPKI/POPRZECZKI
Odlew 0
Maratończyk 2

KARTKI ŻÓŁTE (innych nie było)
Odlew 3 (Smoła, Cezary, Szymon – wszystko za faule)
Maratończyk 0

Jedna myśl nt. „W drugiej połowie Maratończyk nam odjechał”

  1. Daliśmy ile tego dnia mogliśmy, skoro rywal tak dobry to tylko życzyć im awansu. Szacun dla Pawła i zdrowia dla Bizona. Mała korekta do tekstu-w drugiej połowie napędzane były niestety ataki gości, a nie gospodarzy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Question   Razz  Sad   Evil  Exclaim  Smile  Redface  Biggrin  Surprised  Eek   Confused   Cool  LOL   Mad   Twisted  Rolleyes   Wink  Idea  Arrow  Neutral  Cry   Mr. Green