Historia Odlewu

Tym, którzy kiedykolwiek oglądali film „Piłkarski poker” Janusza Zaorskiego, nazwa „Odlew” może wydawać się dziwnie znajoma…

Prolog, czyli spółdzielnia prezesa Czarnych

Kończy się sezon piłkarski w Polsce. Na czele tabeli są Czarni Zabrze. To w gabinecie ich prezesa (Jan Englert) spotykają się szefowie czterech polskich klubów walczących o ligowy byt – Mutry Lubin (Zdzisław Wardejn), Oceanii Gdynia (Grzegorz Warchoł), Koksu Wałbrzych (Andrzej Zaorski) i Odlewu Poznań (Jerzy Januszewicz). Czarni proponują im „spółdzielnię” za jedyne 10 mln zł od łebka. Dzięki niej cała piątka jest w stanie tak ułożyć wyniki spotkań końcówki sezonu, że zabrzanie zostaną mistrzem, a z ligi spadną Biała Białystok i Stalówka Stalowa Wola, a nie Mutra, Oceania, Koks czy Odlew.

Każdy, kto oglądał „Piłkarski poker” w reż. Janusza Zaorskiego, doskonale pamięta tę scenę. Poznański klub Odlew gra tam mały epizodzik. Tak mały, że jego gruby i łysy prezes nie odzywa się w filmie choćby jednym słowem. Tylko bardzo uważni widzowie są w stanie zauważyć nazwę poznańskiego klubu zapisaną na tablicy, na której prezes Czarnych pokazuje proponowaną przez siebie kolejność w lidze.

Odlew Poznań był filmową fikcją i wymysłem scenarzysty „Piłkarskiego pokera”. W ciągu ostatniego roku miały jednak miejsce w Poznaniu wydarzenia, które tę fikcję zamieniły w fakt.
Grupa kolegów wpadła na pomysł, aby założyć klub piłkarski i zgłosić się do rozgrywek ligowych w Polsce. Do najniższej ligi, w której grać można na luzie, bo przecież nigdy nie spadniemy. Aby zostać prawdziwymi ligowcami. Jak się zakłada klub piłkarski?

Pierwsza iskra, czyli brat Karmazyn

Poznań, zima 2002, jakoś po południu.

historia_1– Co ciekawego w Karmazynie? – pytam „Rosoła”, gdy widzę, że śledzi stronę internetową warszawskiej drużyny C-klasy, czyli VIII ligi. Karmazyn Warszawa okupował w niej ostatnie miejsce, notował dwucyfrowe porażki, więc uzurpował sobie prawo nazywania się najsłabszym zespołem piłkarskim w Polsce.

Dowiadujemy się także, że sprawy organizacyjne w Karmazynie mają się tak słabo, iż zespół prawdopodobnie nie przystąpi do rozgrywek sezonu 2002/2003. Analiza ich błędów i wypaczeń jest krótka i doprowadza nas do jednoznacznych wniosków – klub, który my założymy, będzie lepiej zorganizowany, najlepiej w formie stowarzyszenia. Będziemy kontynuować ideały upadającego Karmazyna, które sprowadzają się do hasła: „Nigdy nie spadnie!”. Jeśli zgłosimy się do najniższej w Wielkopolsce klasy rozgrywkowej, czyli VII ligi, nie będziemy mogli niżej spaść. Żadnych stresów…
– Jak nazwiemy klub? – pytam. – Odlew! Jak w „Piłkarskim pokerze”! – zawołał kolega „Rosół”.

Pierwsze zebranie, czyli na ile leci Krężelok

Poznań, 19 lutego 2002 r. Środek zimowych igrzysk w Salt Lake City.

historia_2W bufecie poznańskiej redakcji „Gazety Wyborczej” trwa ożywiona dyskusja nad wyborem nazwy klubu. – „Kabanos 1,60” – „Rafałek” odczytuje z menu bufetu jedną z propozycji. Padają też inne: „Zupa i Drugie” oraz „Podwójne Bolońskie”, a nawet wykwintne „Rzekła Żyrafa Do Wiolonczeli Skąd Nam Się Takie Długie Szyje Wzięli”.
Propozycji jest coraz więcej. Wygląda na to, że obrady się przeciągną. – O godz. 21.12 w telewizji biegnie na nartach Krężelok – warczy „Rosół”. – Real JUŻ gra z Porto w Lidze Mistrzów – dodaje trzeźwo „Muzal”.

Zapada decyzja o rozdaniu kartek i przy ich pomocy głosowaniu na jedną wybraną nazwę. Do drugiej tury przechodzą Odlew i Husaria. W decydującej trzeciej turze głosowania Odlew wygrywa po nieoczekiwanie zażartej walce z Husarią stosunkiem głosów 9:8, idąc tym samym w ślady Kozaków Chmielnickiego z bitwy pod Żółtymi Wodami.

Wiele kontrowersji wzbudza wybór barw klubowych. Przedstawione zostają prace podkomisji, które opracowały kilka propozycji kolorystycznych.

Z sali padają pytania o to, jakie kolory są modne w tym sezonie. „Rafałek” lansuje kolor brązowy, uzasadniając, że Odlew musi być z brązu. Przy okazji torpeduje kolor czarny jako rzekomo zbyt wyszczuplający. Propozycje wykonania koszulek z gustownego, prześwitującego materiału siateczkowego kwitowane są ponagleniami. Krężelok startuje za chwilę.

Wtedy „Rosół” przyznaje, że godz. 21.12 jako pora startu polskiego narciarza została podana z zapasem. Krężelok startuje o 21.15. Wywołuje to krótką dyskusję, w której dominują problemy – na ile leci Krężelok i czy na niego iść.

W końcu dochodzi do głosowania, w którym nieoczekiwanie zwyciężają kolory srebrny i czarny. Stwierdzenie, że przy takich strojach „będą się z nas śmiać w całej B klasie” wywołuje burzliwą dyskusję.

„Rafałek” zauważa, że i tak należy najpierw pojechać do sklepów i zobaczyć, co mają. „Ogór” przypomina jednak, że robi w dziewiarstwie i może załatwić każdy kolor.

Niepostrzeżenie Krężelok kończy bieg na ostatnim miejscu.

Pierwsza złotówka, czyli uciekamy przed zawałem

Rozpoczyna się dyskusja nad sposobami finansowania Odlewu. „Rosół” oświadcza, że klub nie ma pieniędzy i będzie się utrzymywał ze składek członkowskich. Otwiera dyskusję na temat tego, czy płacić składki regularnie czy nie. W trakcie dyskusji pojawia się głos „Grupskiego”, który proponuje ustawienie świnki-skarbonki i wrzucanie do niej dobrowolnych składek w dowolnej wysokości.
Pada też sugestia, aby szybko zwiększyć budżet klubu poprzez postawienie wszystkich składek u bukmachera na kwicie z bezpieczną przebitką 2:1. Pomysł nie ma szans na powodzenie z racji na małe bezpieczeństwo bezpiecznej przebitki.

Ostatecznie zarząd ustala, że płacić będziemy po 20 zł miesięcznie, po czym członkowie klubu udają się na część nieoficjalną zebrania założycielskiego do klubokawiarni.

Składki pozwalają uzyskać jakieś 400-500 zł miesięcznie. Z tego kupujemy stroje. Zawiązane stowarzyszenie rejestrujemy. Reakcja sądu na nasze podanie o zwolnienie z kosztów sądowych jest jednak niemiłym zaskoczeniem. Z pisma z grubsza wynika, że nie tacy już się zgłaszali i że – bez przesady – te pięć stówek możemy skarbowi państwa zapłacić. No to płacimy.

22 sierpnia stowarzyszenie zostaje zarejestrowane. Nie jest to konieczne, by grać w klasie B, ale uznajemy, że to pozwoli nam stworzyć klub przyjazny sponsorom, bo będziemy mogli przynajmniej wystawić fakturę. Pojawia się pomysł zawiązania Odlew Business Club, skupiający najlepiej zarabiających sympatyków klubu. „Błachol” zakłada też „Nasz Odlew – Klub Ukochany” – oficjalny dodatek prasowy.

Pieniędzy chce też od nas Wielkopolski Związek Piłki Nożnej za zgłoszenie do rozgrywek. Płacimy kolejne pięć stówek, stając się jednym z najsumienniej rozliczających się z piłkarską centralą klubem w kraju.

Grać będziemy na boiskach treningowych na Bułgarskiej. Negocjacjom dotyczącym tej sprawy, jakie toczymy z Lechem, towarzyszy nić wzajemnego porozumienia. W końcu Lech obchodzi właśnie jubileusz i pamięta, że 80 lat temu sam zaczynał podobnie jako Lutnia. Ponadto – zdaniem Lecha – jesteśmy żywym przykładem na to, że na miejskim stadionie przy Bułgarskiej grać i trenować może KAŻDY.

Na jednym z naszych sparingów pojawia się ówczesny trener Lecha Bogusław Baniak. – To dobrze, że uciekacie przed zawałem – stwierdza.

Każdy z członków Odlewu podejmuje indywidualne zobowiązania – zakładamy dresy, biegamy, w kąt lecą papierosy… Idziemy do lekarza, aby przejść badania wymagane przy grze w piłkę. Większość dostaje zgodę tylko na trzy miesiące – to efekt niedostatków w uzębieniu poszczególnych członków Odlewu.

Taktyka, czyli co wzięła od nas Barcelona

Spotykamy się raz na kiedyś, aby potrenować – jeśli akurat jest czas. Mamy też taktykę, nakreśloną przez „Szynszla”, wiernego słuchacza znanej w całej ekstraklasie szkoły trenerskiej Lecha Poznań. Wbrew pozorom nie zagramy systemem 1-10, gdzie 10 to obrońcy, lecz przemyślaną taktyką 1-3-2-4-1 ze stoperem, dwoma kryjącymi obrońcami, dwoma defensywnymi, dwoma bocznymi, dwoma ofensywnymi i „Młodym” na szpicy. Ze zdumieniem stwierdzamy, że taktyką zapożyczoną od Odlewu gra FC Barcelona!

Zaczęliśmy grać. Pierwszy mecz sezonu rozgrywamy w Komornikach ze spadkowiczem z A-klasy, tamtejszym Stalexportem. Na trudnym, nierównym boisku remisujemy 0:0. Pierwszy mecz i od razu punkt! Po pierwszej kolejce Odlew jest siódmy w tabeli! Mało tego, rozdaje karty, bo wiele wskazuje na to, że te punkty będą kosztować Stalexport awans do A-klasy.

Do końca jesieni 2002 rozgrywamy jeszcze 10 spotkań ligowych. Nieoczekiwanie kończą się one jednak 10 porażkami. I choć niektóre wyniki są wysokie, pierwsza dwucyfrówka przychodzi dopiero wiosną 2003 r. „Młody” składa wniosek, aby to nie on – jako napastnik – musiał wznawiać grę od środka po każdym straconym golu.

Mimo tak udanego początku sezonu okupujemy ostatnie miejsce nie tylko w naszej grupie B-klasy, ale i w całej Wielkopolsce. „Jesteśmy najgorsi, chcemy być lepsi” – stawiamy sobie za cel. Jedno jest w każdym razie pewne – „Nigdy nie spadnie, hej Odlew, nigdy nie spadnie”.

3 myśli nt. „Historia Odlewu”

  1. koledzy sledze wasz klub bo idea mi sie podoba a i zastanawiam sie aby po 10 latach wznowić „karierę” i wbić do was na trening.
    jedno mnie jednak zastanawia z waszym motto ze odlew nigdy nie spadnie, a co bedzie jak kiedyś awansujecie do A klasy wtedy motto bedzie nieaktualne, hehehehe ))))))))))))))))))))

  2. Nie zgodzę się, będzie aktualne. Trzeba się będzie po prostu bardziej starać!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Question   Razz  Sad   Evil  Exclaim  Smile  Redface  Biggrin  Surprised  Eek   Confused   Cool  LOL   Mad   Twisted  Rolleyes   Wink  Idea  Arrow  Neutral  Cry   Mr. Green

B-klasa i C-klasa to styl życia