Wszystkie wpisy, których autorem jest lars

Dużo ludzi na czwartkowej gierce

Długie kolejki piłkarzy ustawiły się o 20. przed polowym gabinetem doktora Jacka Jaroszewskiego. Kto pozytywnie przeszedł badania i nie wymiękł na „ścieżce zdrowia” – mógł iść na plac, celem pogrania. Niezdolny do gry okazał się Kibol, który po starciu z jednym z Maratończyków ma rozwaloną stopę. Z Kibolem licząc, było nas 23+trener! Co prawda dwóch kolegów się pomyliło (o tym niżej), trzeci był – jak to określił – „rekreacyjnie”, a czwarty dopiero puka do Odlewowych bram – liczba robi wrażenie. ... Czytaj dalej!

Werka i Szynszyl małżeństwem!

Dziś o godzinie 17. w kościele pod wezwaniem św. Stanisława Kostki (na Winiarach) Weronika Banaszak i Maciej Henszel powiedzieli sobie sakramentalne „tak”. Głos im nie zadrżał, choć Szynszyl zamiast „uczciwość małżeńska” powiedział „uczciwość małżeństwa” – ale jak zawsze w takich sytuacjach liczy się duch, a nie litera. ... Czytaj dalej!

Było granie na sali

Znowu w sobotę rano graliśmy. Chociaż początek był kiepski – pan klucznik spóźnił się jakiś kwadrans, a na dworze sroga zima i żeśmy pomarzli czekając – ogólnie trzeba powiedzieć, że było fajnie. Zjawiło się trzynastu chłopa, w tym dawno niewidziani ex-grajkowie Odlewu jak Osa (tak, to ten od spudłowanego karnego z słynnego meczu ze Złotkowem) oraz Dziadek („joker z Owińsk”: wejście z ławki, dwa faule, dwie kartki – czyli czerwień po kwadransie na placu). Sporym zaskoczeniem było także pojawienie się Młodych: znaczy się Sitasa – niewielu wierzyło, że zwlecze się z wyra; oraz Piotrasa, który powinien raczej dokurować się grzecznie po chorobie. ... Czytaj dalej!

Sparing był

Dzisiaj (18. maja 2005 r.) rozegraliśmy sparing z Przemysławem Poznań. Nas było siedmu: Alex, Dudzik, Michał Skrzypczak, Jacek Maj, Młody Piotras, Jacek Masiota i Larsson. W tylu akurat jeszcze grać można, ale rywal był bardzo wyrozumiały i od ręki pożyczył nam bramkarza oraz trzech ludzi z pola. Mecz prowadził heavy-metalowy sędzia i jego gwizdek rozlegał się prawie wyłącznie wtedy, gdy piłka przekraczała linię bramkową. A goli było sporo i pewno padłoby ich jeszcze więcej, ale strasznie cięły muszki i graliśmy trochę krócej (w każdym razie to nie było pełne 90 minut). Wynik nie był tu najważniejszy – napisać jednak trzeba, że jeszcze rok temu, taki rezultat nie wyróżniałby się z tłumu. Mimo wszystko ogólne wrażanie schodzących z boiska zawodników było takie, iż w pełnym składzie moglibyśmy Przemysławowi trochę namieszać. Sądząc po lokacie gospodarza meczu (ogony w A-klasie), będzie ku temu okazja w najbliższym sezonie. ... Czytaj dalej!