Odlew – żywy dowód na nieokreśloność piłki

Skoro zostałem wywołany do tablicy przez prezeseiro Rosoła, skreślę słów kilka swoich przemyśleń, jakie nasunęły mi się po ostatnich meczu B-klasy między Odlewem a Poznaniakiem.
Zremisowaliśmy 2:2. Jak to jest w ogóle możliwe?
Przecież:
1. Poznaniak był zdecydowanym faworytem
2. nie mieliśmy najsilniejszego składu – wiele osób nie przyszło
3. nasza ławka rezerwowa składała się tylko z jednego gracza, więc treneiro Szynszyl nie miał większego pola manewru ”w razie czego”
4. zagraliśmy mecz dobry, jak na nasze możliwości nawet bardzo dobry, ale nie byliśmy wcale dominantem w tym spotkaniu

tu dygresyjka, bo parę osób może mieć inne zdanie
Mówi się na mieście, że był to najlepszy mecz w historii Odlewu. Ja tam nie wiem – może i faktycznie, ale sądzę że po każdym takim dobrym wyniku łatwo popada sie w hurra-optymizm. To, co przed chwilą zaszło wydaje nam się najlepsze, najwspanialsze, najbliższe nam mentalnie.
Oczywiście, hurra-optymizm jest potrzebny, bo po to się gra mecze, aby cieszyć się po nich, o ile jest z czego.
Pamiętajmy jednak, że Poznaniak potrafił dość łatwo zepchnąć nas do kurczowej obrony, w której między stanem 0:2 a 2:2 dość poważnie się pogubiliśmy. Głównie ze względu na nerwy, w drugiej kolejności dopiero ze względu na brak umiejętności.
Z drugiej strony, żebym nie wyszedł na sceptyka do bólu, muszę przyznać, że byłem zbudowany … mądrością w grze Odlewu!
Brzmi nieźle, co? Faktycznie jednak tak uważam, a na myśli mam zwłaszcza pressing. Zaatakowaliśmy Poznaniaka już na jego połowie. A ponieważ jest to B-klasa, gdzie wielu piłkarzy niewiele umie i na dodatek ma tego świadomość, taki pressing był bardzo skuteczny. Facet z B-klasy, którego się naciśnie, wpada w palpitacje serca i wywala piłke gdzie popadnie. To działa, panowie!
Żaden ze mnie strateg, od tego są Szynszyl i inni fachowcy, ale wydaje mi się, ze tędy droga.
Ale zostawmy to, bo nie o tym chciałem mówić.

Ja zastanawiałem się nie tyle nad zawiłościami taktycznymi, które w B-klasie nawet i ja ogarniam, lecz nad mentalnością.
Jak to jest, że w silniejszym składzie i z większą napinką dostajemy siódemkę czy dziewiątkę od Łukowa czy innych tam misiów-rysiów, a tu nagle remisujemy z Poznaniakiem?
I myślę sobie, że różnica między takim 0:7 a 2:2 jest mniej więcej taka, jak między obecnym Lechem, a Lechem zdobywającym Puchar Polski. Sprowadza się do mentalności.
Te siedem straconych kast tkwi w naszych głowach, panowie, a nie nogach. Czy teraz to widzicie?
Czy widziecie to, że ten sam Odlew potrafi przegrać 0:7, ale także wyjąć punkty faworyzowanemu rywalowi, o ile faktycznie tego chce?
Piszę o tym dlatego, gdyż myślę sobie, że poza naszymi ciałami – brzuchatymi, pełnymi hamburgerów, pizz, wódy i browarów – powinnismy trenować też mózgi. Abyśmy inaczej myśleli o meczu i podczas meczu.
Aby kiedyś tam, za jakiś czas mecz nie kończył się dla nas przy stanie 0:1…

Nigdy nie spadnie…!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Question   Razz  Sad   Evil  Exclaim  Smile  Redface  Biggrin  Surprised  Eek   Confused   Cool  LOL   Mad   Twisted  Rolleyes   Wink  Idea  Arrow  Neutral  Cry   Mr. Green